No ale przejdźmy do rzeczy. Napłynęła na mnie wena twórcza. :) Nie mogłam usiedzieć czegoś nie dziergając czy szyjąc. I tym sposobem powstał zestaw prezentacyjny dla arabki. Oto zdjęcia.
Trochę roboty przy tym było... Najbardziej pracochłonny był napierśnik (cały tydzień zaplatania z muliny) i nawlekanie koralików zajmowało kupę czasu... Ale jak dla mnie efekt świetny. :p Zaczęłam też robić taki drugi zestaw dla wałacha. Pomysł własny.
Drugim zestawem jaki też był pracochłonny i wyszedł niczego sobie jest zestaw do woltyżerki. Składa się z czapraka, pasu woltyżerskiego, kantara i lonży.
Kantar zrobię ładniejszy bo ten robiłam sto lat temu i jest brzydki. Wypinacze zrobione są z takiej jakby gumki. Wszystkie kółeczka, zapinki itp. robiłam sama. Pas jest usztywniony drucikiem. Mi tak się podoba bardziej niż oryginalny zestaw ze schleich. Na żywo wygląda dużo lepiej. Pomysł własny.
I nareszcie koniki z gliny... Zacznę od karej klaczy o imieniu Persefona. Wspomniałam o niej w poprzednim poście. Skacze przez przeszkodę. Bardzo ją polubiłam. Myślę że proporcje są zachowane w miarę przyzwoicie. Był mały problem z kopytami, ale jakoś z tego wybrnęłam. Malowana akrylami.
Przeszkodę też robiłam sama. Jeszcze nie jest w 100% skończona bo podstawka będzie zamaskowana sztuczną trawą i drągi muszę odnowić bo te się zabrudziły.
I już mój czwarty koń z gliny. Tym razem pewnego wieczoru jak bazgrałam po zeszycie w myślach powstał mi obraz ślicznego, puchatego źrebaka shire. Najpierw powstał prowizoryczny szkic.
A potem rzeźba. :p
Jak widać na zdjęciach ma rzeźbioną sierść i ogon z muliny (taki eksperyment :p). Jest moim ulubieńcem. Miał wyjść słodko i wyszedł. :)
Jak już wiecie lubię rysować. Szkice wychodzą lepiej lub gorzej... Ostatnio w teczce znalazłam jakiś stary zarys konia. Nieudany i niedokończony. Był to jeden z tych szkiców na sił- zaczętych i nigdy nieskończonych które odchodzą w niepamięć... Ale zlitowałam się nad nim. Zabrałam go do szkoły i na przerwach i po kryjomu na lekcjach nanosiłam cienie i poprawiałam proporcje. I oto całkiem z pamięci na kartce A4 bloku fakturowego powstała klacz andaluzyjska. Wiem że nie jest idealna. Ale ona nie miała prawa być idealną zwłaszcza że rysowana była tylko i wyłącznie z głowy. Oto jej zdjęcia.
O matko... Ale długi post... To na koniec wspomnę jeszcze o nagłówku bloga. Zrobiony już na walentynki. Podoba mi się połączenie szarości z kolorem lawendowym. Na nagłówku jestem ja na Apollo. W prawym górnym rogu jest kawałek tekstu piosenki zespołu Evanescence pt. "Bring me to life". Całkiem fajnie wyszedł. Nie chciałam go przesładzać do nie przepadam za walentynkami... I uzupełniłam galerie ze zdjęciami oraz zaraz biorę się za tworzenie jeszcze jednej podstrony "twórczość". Będę tam wstawić moje rysunki, akcesoria dla koni schleich i inne moje "wyroby". :p
OK. Na dzisiaj to tyle. Liczę na liczne komentarze dla tak dłuuuuuugiego posta. Hej!